Dzisiaj trochę historii :)
16.02.2017 złożyliśmy pismo do Urzędu Miasta o zaopiniowanie zmian w MPZP.
Był piątek rano, kiedy dostaliśmy komplet dokumentów od geodety. Że zależało Nam na szybkim wydaniu decyzji z gorącymi jeszcze papierami pobiegliśmy do urzędu. Z duszą na ramieniu wpadliśmy do pokoju w którym urzęduje Pani P. która odbierając od nas pismo oznajmiła, że musimy się uzbroić w cierpliowość bo nic z nim póki co nie zrobi ponieważ idzie na urlop. Myślimy OK... 2-3 dni, góra tydzień, ale coś mnie podkusiło i nieśmiało zapytałam na jak długo... Na 3 (słownie TRZY) !!! TYGODNIE... I tutaj entuzjazm klęknął na kolana :( Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego - wszak każdy do urlopu ma prawo. Tak więc odczekaliśmy swoje i 13.03.br (poniedziałek - czyli pierwszy dzień po urlopie) nieśmiało dzwonię do Pani P. przypomnieć o swojej osobie a ona odpowiada, że pismo wyszło już z urzędu.. Rozumiecie.. napisanie jej pisma- a w zasadzie to wstawienie naszych danych do gotowego wzoru- zajęło jej może z 20-30 minut a my czekaliśmy na to 3 tygodnie...No cóż.. takie życie..
Pismo potwierdzające pozytywną opinię dot. MPZP trafiło do geodety, stamtąd do Starostwa, teraz znów trafi do urzędu i mam nadzieję, że wtedy zostaną tylko KW - gdzie pewnie swoje i tak będzie musiało odleżeć...
A myśleliśmy że w kwietniu uda Nam się wbić pierwszą łopatę :( :(
p.s. Kiedyś ktoś mi powiedział, że "cierpienie uszlachetnia" w naszym przypadku to chyba przerobimy na "cierpliwość uszlachetnia" :)